Rozpoczynając druk przekładu głośnej książki lewicowego pisarza francuskiego Celine’a „Bagatelles pour un massacre” uważamy za niezbędne dać czytelnikom kilka wyjaśnień. Nasz stosunek do Celine’a jako do autora „Podróży do dna nocy” i „Śmierci na raty” był i jest zdecydowanie negatywny. Obcy jest nam całkowicie zarówno ekshibicjonizm jak i pacyfizm tego pisarza, jego lubowanie się w najordynarniejszych zwrotach, jakie istnieją w języku francuskim, atmosfera rozkładu w jego powieściach. Twórczość Celine’a , apoteozowana zrazu przez krytyków socjalistycznych i żydowskich, budziła w nas zawsze najżywszy sprzeciw. Podróż do Rosji Sowieckiej, jaką odbył Celine przed kilku laty, zapoczątkowała głęboki przełom w poglądach francuskiego pisarza. Z sympatyka komunizmu stał się on zaciętym wrogiem Sowietów, czemu dał wyraz w wrażeniach z podróży, opublikowanych p. t. ,,Mea culpa”. Proces przemiany wewnętrznej Celine’a trwa dalej. Dalszym jej etapem jest właśnie książka „Bagatelles pour un massacre”: w Rosji sowieckiej zrozumiał Celine kwestię żydowską i ogłosił tę książkę, która jest chyba najbezwzględniejszym pamfletem na Żydów, jaki kiedykolwiek napisano. O ile poprzednie książki Celine’a znajdowały w Polsce natychmiast tłumaczów i nakładców (żydowskich) — o tyle „Bagatelles pour un massarce”, mimo 70-ciu już wydań we Francji, zostały po prostu przez wydawców w Polsce zbojkotowane. Nikt się nie kwapił do ich przetłumaczenia i wydania, co jest dla stopnia uzależnienia naszego rynku wydawniczego od wpływów żydowskich niezmiernie charakterystyczne. Z tego przede wszystkim powodu uznaliśmy za rzecz niezbędną zaznajomienie czytelnika polskiego z tą książką, która-już na zachodzie Europy wywarta silne wrażenie; dość przypomnieć, że nawet taki liberał jak Wells, na ostatnim Kongresie Pen-Clubów w Pradze wypowiedział się przeciwko uchwaleniu rezolucji, potępiającej antysemityzm — właśnie pod wpływem lektury Celine’a. „Bagatelles pour un massacre” — to rzecz zbyt obszerna, by ją można drukować na łamach tygodnika w całości, co nastąpi w polskim wydaniu książkowym. Dla druku w „Prosto z mostu” wybraliśmy rozdziały najbardziej charakterystyczne, z pewnymi skrótami. Tłumacz, p. Michał Małek otrzyma! na to od autora całkowitą zgodę. W przekładzie „Bagatelles pour un massacre” na język polski nie starał się tłumacz (jak to czynili tłumacze poprzednich utworów Celinę´a) o troskliwe wyszukiwanie najordynarniejszych odpowiedników polskich ordynarnym zwrotom francuskiego oryginału. Przeciwnie: zachowując całą brutalność stylu celine’owskiego starał się tłumacz o znalezienie takich zwrotów, które nie tracąc nic z dosadności wysłowienia się francuskiego autora mieściłyby się jednak w ramach słownictwa używanego w druku (a nie na parkanach). I na to wyraził Celinę zgodę; inaczej nie bylibyśmy mogli drukować tej książki, zbyt szanując język polski. (Red.)
Pogromowe drobiazgi
Bagatelles pour un massacre
Lato miało się już ku końcowi, a ja siedziałem jeszcze w Saint – Mało, odpoczywając po długiej, bardzo pracowitej zimie. Pogrążony w myślach szedłem wolno wzdłuż wybrzeża. Tego dnia wróciłem już zamyślony z „Grand-Be”. Nagle drgnąłem… Jakaś pani wołała na mnie z daleka po nazwisku, biegnąc co tchu w moją stronę, z gazetą w ręce.
— Ah! Niech pan słucha, niech pan patrzy!…
Niech pan przeczyta, jak pana traktują!
Ah! To pan jeszcze nie czytał?…
Palcem podkreśliła miejsce w gazecie. — Ale też pana urządzili!… Była pełna radości… aż biło od niej szczęściem…
— Pan jest Celine?… Nieprawdaż?
— Ależ tak… tak… To moje przybrane nazwisko, mój pseudonim! Co to za gazeta?… O czym?…
— Najpierw niech pan przeczyta, co piszą… Przecież to dziennik paryski, to „Journal”. Nazwali pana „renegatem”… Renegat!… jak Andre Gide, jak Fontenoy, jak tylu innych…

„Bagatelles pour un massacre”
https://archive.org/stream/BagatellesPourUnMassacre/bagat_djvu.txt
Krew mi uderzyła do głowy od tej zniewagi. Skoczyłem jak oparzony. Stawiano mi już tysiące zarzutów, ale nie nazywano mnie jeszcze renegatem!… — Ja, renegatem? Ja zaprzańcom?… Zaprzańcem kogo i czego?… Przecież nigdy i niczego się nie zapierałem… Okropna zniewaga!… Co to za parszywy pysk, co z racji mego stosunku do komunizmu śmie rzucać na mnie obelgi? Nazywa się Helsey!… Ale go przecież nie znam!.. Skądżeż więc te obelgi, skąd ta żółć, ta gorycz, wykrzywiająca mu zgniły pysk? Tak. To napisane na widocznym miejscu i grubymi literami. Ta pani się nie omyliła. Ma czelność ten typ… „Opinia renegatów, Gide’ów, Celine’ów, Fontenoy’ów i t. d., nie ma oczywiście żadnego znaczenia. Plują na to, co uwielbiali!” Najadł się łajna ten szczur!… Takim prawem pozwala sobie to cielę fajdać w podobny sposób? Wszak nigdy się niczego nie zapierałem, niczego nie adorowałem. Nie wchodziłem na estradę pyskować urbi et orbi: „Należę do was! Przepadam za wami… oddałbym za was życie!…” Nie! Nie! Nie! Nigdy nie krzyczałem ani do mikrofonu ani na wiecu: uwielbiam cię, panie Stalin, modlę się do ciebie, panie Litwinow, kocham cię Kominternie… Jeszcze w swym życiu nie głosowałem. Moja karta wyborcza powinna znajdować się w merostwie. Nigdy nie wątpiłem o tym, że głupców jest zawsze więcej, muszą więc zwyciężyć. Po cóż więc miałbym się na próżno trudzić. Wszystko wiadomo z góry. Nigdy nie podpisywałem żadnej odezwy przeciwko tym lub owym prześladowaniom. Możecie być spokojni. W tych odezwach zawsze chodzi o Żydów lub masonów… Gdybym był „męczony” ja krajowiec, ja Francuz, nikt by nie płakał nad moim losem. Nie krążyłyby od jednego krańca ziemi po drugi odezwy, broniące mojej skóry. Przeciwnie. Wszyscy byliby zadowoleni, a przede wszystkim Francuzi, a potem oczywiście Żydzi krzyczeliby unisono:
„Ah! mieli zupełną rację. Dobrze mu tak, dobrze temu zwyrodnialcowi, temu wstrętnemu, zafajdanemu histerykowi. Powinni go wykończyć tego przeklętego krzykacza. Niech go szlag trafi jak najprędzej!”.
Oto, co spadłoby na moją głowę, oto współczucie, jakim by mnie obdarzono… Ja się doskonale orientuję i nigdy do niczego nie chcę należeć: ani do rady-kołków, ani do pułkowników do doriotyzujących, ani do rycerzy ciemności — masonów, ani do dzieci Garches ani Pantin — słowem do niczego. Naleię, o ile mnie tylko stać na to, do siebie samego… W obecnych czasach jest to dosyć trudne. Gdy się jest dobrze z Żydami, to żądają oni wszystkiego dla siebie: i litości i zysków. Jest to już taka rasa: wszystko bierze, a niczego nie daje. Lecz ponieważ mówię o mojej podróży, ponieważ zostałem sprowokowany przez „Journal”, muszę się trochę wytłumaczyć, podać trochę szczegółów. Nie na darmochę odbyłem swą podróż do Rosji. Nie byłem tam ani w charakterze ministra, ani posła, ani pielgrzyma, ani aktora, ani znawcy sztuki. Wszędzie i za wszystko buliłem swoją własną forsę: hotele, taksówki, tłumacza, jadło — wszystko, wszystko. Wydawałem w rublach kolosalne sumy. Nie szczędziłem jednak kosztów, byle by wszystko należycie zobaczyć. Niech wiedzą ci, co się tym interesują, że nie korzystałem z żadnej absolutnie łaski Sowietów, że nie winienem im ani jednej filiżanki kawy, ani jednego szeląga, że mnie się jeszcze od nich forsa należy. Płaciłem w całości za wszystko i o wiele drożej, niż jakikolwiek „inturist”. Nie przyjąłem absolutnie nic… Mam jeszcze umysłowość przedwojennego robotnika; nie jest więc moim zwyczajem gniewać się na tych, którym jestem coś dłużny. Sowiety nie zapłaciły mi za prawo tłumaczenia moich dzieł. Z tego tytułu należy mi się u nich najformalniej w świecie 2.000 rubli!… Opuszczając Rosję, nie wysłałem do wielkiego lepidaura, Stalina telegramu z powinszowaniami i uściskami. Nie chrapałem wygodnie w specjalnym pociągu… Podróżowałem tak samo, jak każdy inny człowiek. Nie, nie tak. Znacznie wygodniej, bom płacił. Od południa aż do północy towarzyszyła mi tłumaczka (z policji). Płaciłem jej pełną taryfę. Zresztą była bardzo uprzejma. Wabiła się Natalia. Bardzo ładna i z temperamentem blondynka, tchnąca komunizmem, a w nagłej potrzebie jego prozelitka. Zresztą zupełnie poważna… nie było jej w głowie… a jak jej pilnowano!… Mieszkałem w hotelu Europa — drugorzędnym, pełnym wszelakiego robactwa. Nie robię z tego dramatu; oczywiście, widziałem o wiele gorsze rzeczy, ale tak czy owak nie był to „luksus”, a za sam pokój płaciłem 250 franków na dobę. (Frank kosztował wówczas 36 groszy — przypisek tłumacza). Nie byłem wysłannikiem żadnego pisma, żadnego wydawcy, żadnej partii, żadnej policji. Podróżowałem całkowicie na własny koszt i tylko dla własnej ciekawości… Niech wiedzą, niech sobie powtarzają — czysty jak złoto! Natalia, była dla mnie tylko tłumaczką. Odchodziła ode mnie około północy. Odzyskawszy wolność, puszczałem się na chybił trafił po mieście. Krok w krok za przechodniami trafiałem do różnych ciekawych kątów… Często wstępowałem również na chybił trafił do mieszkań — do mieszkań obcych, zupełnie mi nieznanych ludzi. Niekiedy zapędzałem się ze swym planem w ręku o bardzo wczesnej godzinie aż na przedmieścia — przedmieścia bardzo niezwykłe. Nikt mnie nigdy nie odprowadzał. Nie jestem dzieckiem. Wiem mniej więcej, jak się postępuje z każdą na świecie policją. Bardzo by mnie to dziwiło, gdyby mnie ktoś śledził. Ja też mógłbym mówić, obserwować, przedstawić bezstronnie i papląc, spowodować rozstrzelanie ze 20 ludzi. Gdy mówię, że jest to wszystko obmierzłe, to można mi wierzyć na słowo (bo jest to tak samo prawdziwe, jak i to, że pewnego pięknego wieczoru ubiegłego lata, przepływając obok Kronszztadtu, okręt Colombie musiał wytrzymać huraganowy ogień karabinów maszynowych). Nędza rosyjska — doskonale się jej przyjrzałem — przechodzi wszelkie wyobrażenie. To nędza w stylu Dostojewskiego, nędza azjatycka, to śmierdzące piekło, to śledź wędzony, ogórek i donosicielstwo. Rosjanin to urodzony dozorca więźniów, to nieudany Chińczyk, to kat. Żyd pasuje do niego znakomicie. Wyrzutek Azji, wyrzutek Afryki. Obaj stworzeni po to, by żyć ze sobą w małżeństwie. To najlepiej dobrana — z piekła rodem — para. Po dwutygodniowym pobycie w Sowietach miałem już zupełnie zdecydowane o tym zdanie, i wcale nie krępowałem się-tego głosić. Natalia usiłowała — to był jej obowiązek — nawrócić mnie, przekonać… Z początku robiła to bardzo delikatnie, ale później napotkawszy na opór z mej strony, wpadała w gniew. I to też nic nie pomagało. Powtarzałem na prawo i na lewo w Leningradzie, w rozmowach z Rosjanami, z turystami, że Rosja obecna jest krajem okropnym, że nawet świnie nie czułyby się dobrze w tym gnoju. A ponieważ Natalia chciała mnie koniecznie nawrócić, wiec pisałem to do wszystkich na widokówkach i wysyłałem pocztą. Tam są bardzo ciekawi… Niech wiedzą z kim mają do czynienia. Nie potrzebowałem się niczego absolutnie wyrzekać, niczego w bawełnę owijać. Myślę, jak chcę, jakt mogę i głośno. Moje oburzenie jest zrozumiałe i naturalne skoro mnie traktują, jako renegata!… Nie lubię tego!… Ten Helsey dobrze zarabia, obrzucając błotem innych. Powiedziałem to tej osobie, co mi dała do przeczytania jego artykuł. Cóż może robić lepszego ten pismak? Dziś wygłupia się w ten sposób na temat komunizmu. Jutro będzie pomstował na przepisy celne, po jutrze na stratosferę. Wszystko jedno o czym, byle pisać, jednak z tym warunkiem, że będzie to miało pokup. To cała jego sztuka. Wreszcie były to wakacje i miałem wolny czas. Powiedziałem więc sobie: „No, teraz ja wam pokażę”. Chwyciłem za pióro i napisałem do naczelnego redaktora „Journala”. Było to sprostowanie, zapewniam państwa! Czekam na wydrukowanie. Na próżno. Piszę drugi raz… trzeci… Ciągle bezskutecznie. Tak to z powodu zgnilizny prasy można bezzasadnie obrzucać ludzi błotem…
„Będzie sądził narody i wszystko napełni trupami;
potłucze głowę nad wielą
ziem panującą”.
(Biblia, psalm 110).
Prawdę rzekłszy, to zdaje mi się, że ci, co wracają z Rosji, mówią aby nic nie powiedzieć… Podają mnóstwo bezstronnych i obojętnych szczegółów, lecz unikają poruszenia rzeczy istotnej. Nigdy nie mówią o Żydach. We wszystkich książkach o Sowietach Żyd jest nietykalnym tabu. Gide, Citrine, Dorgeles, Serge i t. d. nie wspominają o nich ani słówkiem… Udają, że robią prawdę, a jest to tylko paplanina, mydlenie oczu, krętactwo, omijanie rzeczy najważniejszej — omijanie Żyda. Krążą dokoła prawdy, ale jej nie dotkną, bo chodzi o Żyda. To są kuglarze, lichego gatunku akrobaci! Mają zawsze na dole siatkę. Choć który spadnie, to kości sobie nie połamie. Co najgorzej grozi mu niewinne zwichnięcie. Oklaski zawsze pewne… W obecnych czasach jedynym niebezpieczeństwem dla każdego wybitnego człowieka, czy to będzie uczony, pisarz, aktor filmowy, polityk, niebezpieczeństwem najgorszym jest zadarcie z Żydami. Żydzi są panami w Rosji, Anglii, w Ameryce — wszędzie, wszędzie! Można być błaznem, buntownikiem, nieustraszonym wrogiem burżuazji, zaciekłym obrońcą pokrzywdzonych — Żyd gwiżdże na to! Zabawa!… Biadolenie… Tylko… nie waż się dotknąć Żyda, bo gorzko pożałujesz!… , Żyd jest królem pieniądza i wymiaru sprawiedliwości. Obojętne pośrednio czy bezpośrednio. Do niego należy wszystko: prasa, teatr, radio, izba posłów, senat, policja… Wielcy odkrywcy tyranii bolszewickiej, krzyczą na całe gardło: „To się szerzy!” Biją się aż do bólu w piersi, ale nigdy nie wspomną o straszliwym szerzeniu się mikrobu żydowskiego, nie dotkną sprawy światowego spisku… Dziwna ślepota! (Opisując Hollywood, jego tajemnice, jego zamiary, jego władców, jego światową reklamę, jego fantastyczny bazar międzynarodowego ogłupiania, Heriat nie wspomina nigdzie ani słówkiem o tym, co najistotniejsze — że jest on stolicą żydowskiego imperializmu). A tymczasem Stalin jest tylko katem, wprawdzie na niebywałą'” skalę, ale tylko katem, ociekającym krwią pomordowanych ofiar, jest tylko “Sinobrodym dla marszałków, straszliwym potworem uzupełniającym folklor rosyjski. Lecz z tym wszystkim jest to kat — idiota, dinosaur w ludzkiej postaci, bo masy rosyjskie posłuszne są tylko takim potworom. Jest jedynie posłusznym narzędziem okrucieństwa tak samo, jak Roosevelt, jak Lebrun. Co do rewolucji rosyjskiej to inna, niezmiernie skomplikowana historia, to niezbadana przepaść. Za jej kulisami stoją Żydzi: oni rządzą, decydują, są absolutnymi panami. Stalin jest tylko figurantem jak Roosevelt, jak Lebrun, jak Clemenceau. Triumf rewolucji bolszewickiej na dalszą metę możliwy był jedynie z Żydami, dla Żydów i przez Żydów… Kiereński wspaniale przygotował grunt dla Trockiego. Trocki dla dzisiejszego Kominternu (żydowskiego). Żydzi, jako sekta, jako rasa, Żydzi rasiści (oni wszyscy są rasistami) obrzezani, agresywni, uzbrojeni w żydowską namiętność, w żydowską żądzę zemsty, w żydowski despotyzm. Żydzi rzucili na pałace Romanowych ogłupiałe, zezwierzęcone masy robotników i chłopów, jak rzucali zawsze i wszędzie niewolników, aby zburzyć, zniszczyć to, co im zawadzało. Walą się podstawy, pękają wiązadła, a ogłupiały, uzbrojony frazesami robotnik od pługa, sierpa i młota dostaje się wnet pod władzę nowych gospodarzy, nowych urzędników, stając się coraz bardziej niewolnikiem Żydów. Istotną cechą „postępu” społecznego na przestrzeni wieków jest opanowywanie władzy przez Żyda — władzy we wszystkich dziedzinach… Każda rewolucja przygotowywa mu coraz ważniejsze miejsce. Za czasów Nerona Żyd był mniej niż niczym, a obecnie wygląda tak, że zostanie wszystkim. W Rosji ten cud już się dokonał, a we Francji już niewiele do tego brakuje. Z kogo i jak powstaje Sowiet w Z. S. R. R.? Z dostatecznie zezwierzęconych, dostatecznie wiernych systemowi Stachanowa robotników (przynajmniej w drugim pokoleniu) oraz z biurokratycznej inteligencji żydowskiej. Nie ma zaś inteligenta europejczyka, nie ma możności jakiejkolwiek krytyki z jego strony. To jest treścią każdej komunistycznej rewolucji. Władza może być utrzymana w ręku Żyda jedynie z warunkiem, że wszyscy inteligenci w partii będą Żydami, lub przynajmniej mieszańcami: pół, ćwierć Żydami (tacy zawsze są najzacieklejsi). Dla formy i od zagranicy, od parady zagranicznej tolerowane są niektóre służalcze typy figurantów aryjskich (w rodzaju Tołstoja), ale za pomocą przywilejów i strachu, utrzymywane w absolutnej zależności. Wszyscy inteligenci — nie Żydzi, to znaczy ci, co mogliby nie być komunistami (Żydzi i komuniści to dla mnie synonimy) zostali wyłapani i pomordowani lub zesłani nad Bajkał i na Sachalin. Oczywiście są w tej liczbie i „źli” Żydzi, są „Radkowie”, są zdrajcy dla oka, dla galerii, jest nowa odmiana Judaszów, jak Wiktor Serge. Niekiedy się ich prześladuje, czasem nawet rozstrzeliwa, skazuje na wygnanie, ale to tylko dla formy: okrutna, krwawa ententa ciągle istnieje… Litwinow, Trocki – Bronstein nienawidzą się tylko wobec nas, tylko dla oka. Jeżeli nawet gdzieś w biurze lub ambasadzie wegetuje jakiś aryjczyk, pochodzący z dawnych sfer oficjalnych lub zamożnej rodziny, aryjczyk, któremu udało się uniknąć śmierci, to musi on codziennie dawać dowody najbezwzględniejszego, najnędzniejszego, najpodlejszego podporządkowania się ideałom żydowskim, ta znaczy supremacji żydowskiej we wszystkich dziedzinach:
kulturalnej, materialnej, politycznej… Żyd jest w głębi duszy dyktatorem, dwadzieścia pięć razy więcej, niż Mussolini.
Demokracja jest zawsze i wszędzie jedynie parawanem dyktatury żydowskiej. W Z. S. R. R. nie potrzeba nawet już i tego, nie potrzeba politycznych manekinów — „liberałów”. Wystarczy Stalin… Zwyczajny Żyd mógłby się stać, być może, łatwym celem antykomunistów całego świata, rebeliantów przeciwko żydowskiemu imperializmowi. Ze Stalinem na czele Żydzi są bezpieczni. Kto morduje? Kto masakruje? Kto dziesiątkuje ludność Rosji? Cóż to za jeden ten zbrodniarz, ten kat superborgiowski? Kto rabuje i pustoszy? Ależ na Boga! Przecież to Stalin!… On jest więc tą tarczą ochronną dla wszystkich Żydów. Nie ma potrzeby krępować się, będąc turystą w Rosji: można wygadywać co się tylko podoba, byle by nie mówić źle o Żydach. Tego warunku trzeba bezwzględnie przestrzegać!… Piętnujecie ustrój komunistyczny, złorzeczycie mu, piorunujecie, Żydzi gwiżdżą na to z przedziwną obojętnością. Ich przekonania są ugruntowane wspaniale. Pomimo swej koszmarnej obrzydliwości, jakiej nie można sobie wprost wyobrazić, Rosja jest początkiem i to niezmiernie ważnym początkiem rewolucji światowej, zapowiedzią wielkiego dnia żydowskiego, wielkiego triumfu Izraela. Możecie więc, panowie, zużywać całe tonny papieru na opisywanie bolszewickich okropności, możecie się oburzać, miotać pioruny, ile wam się tylko podoba — będą się z tego raczej śmiali i uznają, że jesteście coraz głupsi i coraz bardziej ślepi. Jeżeli zaczniecie krzyczeć wszędzie na całe gardło, że Z. S. R. R. — to piekło, również się to na nic przyda. Ale inny już będzie skutek, gdy zaczniecie głosić, że diabłami w tym nowym piekle są Żydzi, a potępieni — to goje. Bądźcie jednak spokojni: wszystko można naprawić przy pomocy propagandy (kopalnie na Uralu nie są jeszcze wyczerpane). Lecz tak czy owak wykrycie tajemnicy powoduje pewne komplikacje, a szczególnej tajemnicy żydowskiej, no… i oczywiście musi to kosztować.
======
CDN
Tlum. Michał Malek
Prosto z Mostu, 1939
No comments yet.