CECYLJA TORMAY.

Cecylja Tormay, autorka powieści „Księga tułaczy wybitna Węgierska powieściopisarka, urodziła się w 1878 roku w Budapeszcie. Z początkiem 1900 r. wystąpiła z pierwszemi nowelami; po dwóch zbiorkach tych nowel ukazała się w 1911 r. pierwsza jej powieść, pod tytułem „Ludzie wśród kamieni4, która doczekała się już dwóch wydań. Powieść ta opowiada smutną historję miłosną kroackiej pastuszki i węgierskiego kolejarza z Alf old. Nastrojowym jest tam zwłaszcza opis martwych okolic kroackiego Karstu.
Najpiękniejszym jej utworem jest powieść obyczajowa pod tytułem „Dawny dom9, która ukazała się w 1914 rwyróżniona została przez węgierską Akademję Umiejętności nagrodą Pe- czely’a, Powieść ta miała 11 wydań; rozwija się w niej przed naszemi oczami historja starej rodziny niemieckiej w Budapeszcie. Pisarka wykazuje, jak wzmacniały się i osłabiały równocześnie rodziny niemieckie, przeniesione na Węgry i w jaki sposób niemiecki Peszt stał się miastem węgierskięm. Mistrzowsko przedstawia stosunek wzajemny trzech pokoleń niemieckiej rodziny patrycjuszowskiej: dziadków, mówiących tylko po niemiecka, dzieci, mówiących już i po węgiersku, wreszcie wnuków, którzy, pod przekształcającym wpływem ziemi węgierskiej, stali się czystymi Węgrami.
Książka ta zaznacza się w literaturze węgierskiej niezwykłemi artystycznemi nastrojami; jest powieścią o głębszej myśli, tak pod względem przeprowadzenia akcji, jako tez pod względem stylu. Cecylja Tormay jest mistrzynią w odtwarzaniu sytuacyj, które wzruszają serca i utrwalają się na zawsze w pamięci
Tom nowel pod tytułem „Figury woskowe“ wyszedł w 1918 r. i doczekał się 9 wydań.
Pani Tormay, podczas rewolucji Karołyiego i dyktatury proletarjatu — Beli Kuna, prowadziła dziennik, który później ukazał się w dwóch tomach, pod tytułem „Księga tułaczy. W książce tej ukazuje nam we wstrząsających scenach straszliwe dni obu rewolucyj. Fisarka nie polityku je tylko opowiada, co na Węgrzech przeszła ona sama i cała warstwa inteligencji; dzięki mistrzowskim portretom komunistów, którzy dostali się na czoło państwa, i szeregowi okropnych scen, książka ta staje się jednem z najbardziej wartościowych źródeł do zbadania duchowego świata owych czasów.
Dzieło to obiegło całą zagranicę, przyczyniło się w znacznej mierze do oświecenia Zachodu i stało się równoważnikiem podziemnej roboty, prowadzonej przeciw Węgrom,
Pani Tormay wzięła również udział w narodowej pracy restauracyjnej na polu społecznem;
ona to zorganizowała i nadała kierunek Narodowemu Stowarzyszeniu Kobiet przez wydawanie literackiego i krytycznego pisma „Wschód słońca”, stworzyła i żywotnym uczyniła organ, którego węgierskie} współczesnej literaturze i węgierskiemu życiu intelektualnemu dawno brakowało. Prace jej tłumaczone są prawie na wszystkie języki kulturalnego świata.
{—) Dr. Adrjan Diveky
CZĘŚĆ PIERWSZA
Od zawieszenia broni do komunizmu.
Upadek monarchji austro-węgierskiej.
Miasto przygotowuje się do Święta Umarłych, na rogach ulic sprzedają wśród mgły białe chryzantemy jesienne. Tłum czarny, tłoczy się, zabiera kwiaty, lecz nie dla cmentarzy,.. Żywi nie ozdabiają grobów w tym roku…
Kwiaty cmetnarne białe nietrwałe astry. Miasto przybrane w kwiaty żałoby, pod niebem beznadziejnem; oto Budapeszt w dniu 31 października 1918.
U wyższych pięter domów powiewały chorągwie wilgotne i pomięte. Chodniki pełne były nieczystości. Wśród błota walały się strzępy papieru, resztki afiszow, biale zdeptane kwaity. Maisto było ponure i splugawione, jak wstretna sala karczemna nieprzewietrzona po orgii nocnej.
W noc tę objęła władzę „Rada Narodowa” Michała Karolyi ego. Czyśmy już tak nisko upadli? Uczułam w sobie protest drażniący, gorycz niewypowiedzianą. Wąskie trójkolorowe paski papierowe z napisem: „Niech żyje węgierska Rada Narodowa” przyciągały bezwiednie oczy moje. Kto pragnął tej Rady? Kto jej się domagał, dlaczego znosiliśmy ją?,„ płonęłam wstydem.
W Wiedniu, hrabia Juljan Andressy, minister spraw zagranicznych Monarchji Austro- węgierskiej, prosi rozpacznie o pokój odrębny.
Nagle przypominają mi się drobne krzyżyki w dalekich lasach,,. Widzę, za mgłą wojenne mogiły niemieckie, u stóp Karpat, na granicy Transylwanji, wzdłuż Dunaju.,. „Padli w obronie ziemi madjarskiej“. A oto my opuszczamy matki, żony, dzieci tych, co śpią w owych grobach-
Krew napływa mi do twarzy, wszystko się chwieje, nawet honor narodu- Raporty przychodzące z armji zdają się bezsensowną gadaniną. Napróżno triumfują bohaterowie nasi na górze Aslone, W Wenecji, nad brzegami Dunaju, Dryny i Sawy armja już się cofa. Tutaj w stolicy składają w koszarach przysięgę wierności „Radzie Narodowej Karolyi’ego’.
Hańbiąca tragedja. Nad pustym pałacem królewskim, u przyczółków mostowych, na statkach na Dunaju powiewają chorągwie, jakby w dzień święta…
Doszłam do mostu Elżbiety. Luźnemi grupami, rozbrojeni, przechodzili koło mnie żołnierze bośniaccy. Większość niosła na ramionach małe wojskowe skrzynki. Żołnierze ci, wołali, nie wiedzieć czemu: Vivat. Niektórzy zaś po serbsku „Jivilo” Odsyłano ich do stron rodzinnych. Szli w kierunku dworca. Motocykl pędzi! przez most, Tramwaje przestały chodzić, Samochody opanowały cały most Pędziły szybko, z hałasem jak uwolnione z więzów wściekłe dzikie zwierzęta. W samochodach uzbrojony motłoch i żołnierze. Malcy, zbiegli terminatorzy strzelali w powietrze unosząc z wysiłkiem broń w górę, strzelby bowiem były ciężkie. Całość sprawiała wrażenie wstrętnej zmory… Od strony Dunaju wciskał się pomiędzy domy Pesztu wiatr wilgotny, zimny.
Znowu padał deszcz. Gdzieś, w kącie, trzech ludzi chroniło się pod jeden parasol. Grube ich obuwie stukało po wodzie na bruku, jak puste pudełka, odzież ich zdawała się też pustą. Woda spadała kroplami z kapeluszów na kołnierze, Można w nich było poznać z daleka drobnych urzędników. Zapewne od lat przeszło 30 szli o tej godzinie do biur swoich… A oto ziemia usuwała się pod ich stopami,., Nie wiedzieli co robić z sobą,
,„Nielegalność… Przysięga oficjalna… obowiązek urzędnika… Ach, gdyby się to nie było zmuszonym do pracy zarobkowej… A inni?… Może tam poszli również? Trzebaby spytać pana radcy,„”
Rozważali, znowu szli dalej, zatrzymując się co chwila po paru krokach. Gdy się obejrzałam za nimi, oddalali się już szybko, jakby opanowani przez dawną rutynę, od której uwolnić się nie mogli,
Na słupach powiewały zadrukowane arkusze, pod niemi przechodził tłum gęsty, powolny. Ludzie szli popychani siłą fatalną, niezdolni zatrzymać się ani odwrócić. Tłum nadchodzących zmuszał całą ulicę do posuwania naprzód, Jak ponure olbrzymie zwierzę, czołgające się po asfalcie z szyją obciążoną ogromnem jarzmem, ślizgał się tłum ten, kołysząc się z prawa na lewo i wykrzykując „Wiwat”.
Czułam, jak mi rozpierał gardło krzyk dziwny, niemy. Chętnie dałabym tym ludziom znak, by się zatrzymali, zawrócili z drogi, lecz dziwny falisty ruch tłumu miał w sobie cechę ślepego przeznaczenia, które powstrzymać niepodobna. Było też tam jakieś posłuszeństwo tajemniczym rozkazem. Czasem w przerwach fali przesuwały się krótkim, szybkim pędem wspaniałe automobile. W powozach tych rzucały się w oczy wstęgi o barwach narodowych, białe jesienne kwiaty i mocne charakterystyczne semickie twarze. Za niemi płynął całą ulicą potok ludzki.
Skierowałam się w przyległą ulicę. Po bruku toczył się wózek, siedzące w nim wieśniaczki szwabskie kiwały się wesoło wśród baniek mleka. Wtem — nie spostrzegłam skąd się wzięli — trzech marynarzy zagrodziło im drogę. Wygląd mieli wstrętny. Jeden z nich złapał konia, za wędzidło, reszta w jednej chwili znalazła się na wózku. Kobiety wzięły to zrazu za żart. Spojrzały po sobie, po tępych twarzach przeszedł uśmiech. A marynarze nie żartowali. Zwymyślali wieśniaczki, wyrzucając je z wózka, Potem, jakby to była rzecz najzwyklejsza, wśród białego dnia, w centrze stolicy, zabrali cudze dobro. Raz, drugi świsnął bat nad koniem i złodzieje umknęli kłusem. Wówczas dopiero kobiety zrozumiały; zaczęły krzyczeć ostrym wiejskim dyszkantem, wołały pomocy, wskazując stronę, w którą odjechał wózek, Na ulicy pełno było ludzi, lecz ulica była podłą, nie pomogła im ludzie śpieszyli się, obojętni na cudze nieszczęście, jakgdyby nieszczęście to było zaraźliwe.
Wszystko głupie było i brzydkie,,. Zdawało mi się, iż każdy z nas, tu przechodzących, coś stracił. Nie miałam siły iść za biegiem własnych myśli. Czułam zawrót głowy. W bramie pobliskiego domu dwóch włóczęgów napadło na oficera. Jeden z nich miał nóż kuchenny. Grozili, Podniósł się jakiś kij. Włóczęgi zerwali kepi porucznikowi. Brudne ręce szukały jego szyi. Nóż mignął u kołnierza… Obcinali gwiazdki oficerowi, na piersi którego widniał krzyż zasługi i wielki medal złoty- Motłoch chichotał, Drobny porucznik, z obnażoną głową, kredowo- blady stał pomiędzy nimi. Nie powiedział nic. Nie d ronił się. Wzruszył tylko nerwowo ramionami.
Potem uczynił ruch dziecka, zbierającego się do płaczu. Przysłonił oczy odwróconą dłonią lewą. Biedny mały porucznik,,. Dojrzałam wówczas, że nie miał prawej ręki.
A ludzie udawali, że nie widzą, jakby się cieszyli, iż to jeszcze nie ich kolej,., Wszystko było jakieś niejasne, pomieszane, jak we śnie gorączkowem, gdy śpiący, nawpół zbudzony, stęka jeszcze, nie wierzy w sen swój, a niepokoi się.
Co to było?,.. Odruchowo podnoszę do czoła drżącą rękę,,. Przed gmachem, na placu, pod nagiemi drzewami, grupa żołnierzy. Trzymali rozpostartą materję trójbarwnej chorągwi, trzymali jakby dla zabawy. Jakiś mały człowieczek o krzywych nogach, o włosach zwichrzonych, wycinał pośpiesznie nożem koronę, umieszczoną nad herbem Węgier. (Herb Węgier ma u góry Koronę św. Stefana, nadaną przez papieża Sylwestra II pierwszemu królowi Węgier).
Nikt go nie powstrzymywał. Pomagano mu nawet, przytrzymując materjał. Odczułam wówczas jakieś palenie wewnętrzne, bolesne dla wszelkiego dotknięcia. Odwróciłam głowę, by nikt nie dojrzał mej twarzy, czas mijał, spostrzegłam, iż się zgięłam niemal we dwoje. Wyprostowałam się. Wypadkiem wypłynął w świadomości mej wyraz z jakiejś odezwy: „Towarzysze!”.
Odezwa partji socjaldemokratycznej widniała przede mną na murze, „Robotnicy! Towarzysze! Egoizm warstwy rządzącej popchnąć musiał kraj ten ku rewolucji. W środę w nocy, bez przelewu krwi przyłączyły się pułki do Rady Narodowej i zajęły główne punkty miasta: pocztę, centralę telefonów kwaterę główną. Przysięgli na wierność Radzie Narodowej, Towarzysze! Robotnicy! Oto kolej na was. Kontrrewolucja zapragnie zapewne zagarnąć władzę. Należy pokazać, iż wy żywicie te same uczucia, co bracia wasi, żołnierze. Idźcie na ulicę. Zaprzestańcie wszelkiej pracy.
Partia socjaldemokratyczna węgierska”.
Dziwnie podziałała na mnie ta odezwa. Partja robotnicza, dążąca do panowania, rozkazuje w pierwszej swej odezwie: „Zaprzestańcie pracy!” Po takim początku, co mogą rozkazać jutro? a potem?
Naprzeciw mnie szli ludzie. Robotnicy, którzy już robotnikami nie byli: już nie pracowali. Żołnierze, co przestali być żołnierzami: nie znali już posłuszeństwa. Nic w tem nieczystem powietrzu nie było tern, na co wyglądało. Liczne flagi czerwono-biało-zielone, wiszące na domach, obecnie nie były naszemi flagami. Liczne kokardy o narodowych barwach również nie były narodowe. Prawdę mówiły tylko te astry… kwiaty cmentarne.
Nie wiem, czemu o tem myślałam. Wolno szłam przed siebie. Gdy wtem… na szklanych drzwiach małego, ciemnego sklepu tytoniowego, pomiędzy wywieszonemi gazetami, ujrzałam przed sobą plakat poziomkowy, chorobliwie czerwony. Ten mówił już czerwono i „Niech żyje węgierska Rada Narodowa!”, I odtąd, jakby wstrętna zaraza, mnożyły się wciąż czerwone plakaty, coraz śmielszy i bardziej wyzywający był ich kolor. Później dowiedziałam się, że tchórzliwi kupcy płacili za te „ubezpieczenia wystaw” setki, a nawet tysiące koron do kasy „Rady Narodowej”.
I wszędzie, naokoło: „Węgierska Narodowa Rada”, Ale czego właściwie chce ta ciemna zgraja? Jak śmie nazywać się Radą Narodową? Kto są ci, którzy z hotelowego pokoju wydali odezwę do narodu, a w niej obiecują; natychmiastowy pokój, równouprawnienie narodów… socjalną politykę, która wzmoże siły ludu pracującego?…
Kto to mówi? Kto w godzinach najcięższych dla Węgier ogłasza się ich zbawcą?… Hrabia Michał Karolyi i Róża Schwimmer! Marcin Lavaszy i baron Ludwik Hatvany-Deutsch, i t, d, i t. d.
Jedenastu żydów i ośmiu Węgrów,
Ogarnął mię niewypowiedziany wstyd. Boże, gdzież jest król? gdzie rząd? wojsko? a więc niema nikogo, ktoby w nich uderzył. Nikt się nie opiera. Oddawna przygotowywali oni ciemne, zwierzęce swe siły. Zburzyli wszystko, co węgierskie. Na balkonie przemawia jakiś szpetny człowiek. Stoję daleko, po drugiej stronie. Dolatują mię luźne słowa: niepodległe, samodzielne Węgry… demokracja.., reformy socjalne… platforma międzynarodowa… wojna za cudze interesy… Na rzeź prowadzili nas panowie.
— Ten grubas właśnie do tego się nadaje— mówi pogardliwie jakiś żołnierz, stojący wpobliżu zaczynają się śmiać. Jakiś młody żyd rzuca w tłum nazwisko Stefana Tiszy, Zaczynają się okrzyki przeciw niemu. Zachrypnięty głos krzyczy:
,,Niech żyje rewolucja!”.
Zatrzęsłam się. Tak otwarcie, na ulicy usłyszałam to po raz pierwszy. Ale wyraz nie znalazł oddźwięku, „rrecz z królestwem!”. To podobało się tłumowi. To było nowe, nie dotykał się jeszcze tego dotąd; krzyczał więc cały chór. Wtem ktoś poddał; „Do Godödoli”
„Do Wersalu, do Wersalu!” — wrzeszczał
sto trzydzieści lat temu zgłodniały tłum paryski, w Budapeszcie zaś krzyczą podobnie spasieni urzędnicy bankowi.
W Budzie jakiś żołnierz sprzedawał prze- chodniom karabiny skarbowe po pięć koron. Inny znów częstował bagnetami.
Po tej stronie Dunaju miasto było spokojne- Oni dopiero jutro, przy rannej kawie dowiedzą się, co się stało, Po tamtej zaś stronie krzyczano: „Niech żyje rewolucja”
Rewolucja?.., Szaleństwo! Do czegoby się im teraz przydała rewolucja? Nie, tego nikt powaznie bierze, nawet ci, którzy ją robią. To Szaleństwo! — uspakajałam się, powtarzając to słowo. Nic z tego nie będzie — od tysiąca lat, każdy nasz wybuch był tylko walką o wolność. A przecież wolność mamy: niepodległość sama pada w ramiona narodu…
Niemożliwe jest, aby kilka ulic w jednem ,jedynem mieście robiło rewolucję, gdy jej nie chce kraj cały…
Nie wiem dlaczego przyszła mi na myśl nadzwyczajna powieść Dostojewskiego „Demoni”, W nocy gęsta mgła otoczyła dom. Z oddali, od strony miasta słychać było pojedyńcze strzały karabinowe.
Centralą telefoniczna nie odzywała się. Strzały się zbliżały. Wtem w ogrodzie rozległ się strzał jeden, potem drugi. Ten już bardzo blisko. Kula uderzyła w kasztan, przed mojemi oknami.
Działało to na mnie niezwykle. Wydało mi się, jakby przeżywał wszystko kto inny nie ja, jakgdybym czytała o tem w książce.
Zgasiłam lampę, aby oświetlone okno nie mogło być celem, i po ciemku zeszłam na parter. Przez drzwi pokoju mojej matki sączyła się smuga światła, I ona nie spała. Weszłam: cichutko siedziała w niewygodnie wysokim, staroświeckim krześle. Na skrzyp otwieranych drzwi odwróciła się. Przez chwilę milczałyśmy. Na dworze nic nie było słychać.
— A więc już nie strzelają? — zapytała matka, po chwili, z tym nadzwyczajnym spokojem, który widziałam na jej twarzy zawsze, gdy los jej nie oszczędzał.
— Jakoś to przejdzie! I to musimy przeżyć — powiedziałam, aby cokolwiek powiedzieć.
W tej chwili usłyszałam rozmowę na dworze. Pomyślałam: „Jeżeli się wedrą?…“
Trzeba pochować pieniądze. Na wszelki wypadek. Teraz nie dostaniemy więcej, gdy te nam zabiorą. Znów rozmawiają koło bramy. Po chwili cisza — naradzali się.,. Kroki oddalały się. Ostrożnie weszłam po schodach, niech nie słyszą, że dom czuwa.
Pokój wychłódł, gdy byłam na dole. Długo stałam w miejscu. Ze dworu dochodziły mnie szmery. Pod oknem opadały liście z kasztanu, Czas opadania liści: noc listopadowa… Całe powietrze przepełnione jakiemiś tajemniczemi szmerami. Jakby ktoś ostrożnie chodził po ogrodzie i, skradając się, szedł w stronę lasu.
Co nas czeka?
Niewidzialnie, bez przerwy, jak cykanie zegara, z cichym szmerem opadały liście. Gdzieś, daleko padł strzał! Pies jakiś wył pod bramą,
Wył dziwnie, przeraźliwie, niby u wezgłowia umarłego pana,,. Nie — to nie pies wyje — to noc wyła w stronę Węgier.
1 listopad.
Rano dowiedziałam się, że zamordowano Stefana Tiszę.
Było już dobrze po północy, gdy matka moja zamykała drzwi swoje na klucz. Rozwiesiłam chusteczkę jedwabną na kloszu lampy, by nie było widać światła zewnątrz, i segregowałam nagromadzone na biurku listy- Wtem przerywane dzwonienie. Telefon.,, Ktoby dzwonił o tej godzinie? tak późno? Cóżby się to stało? Zerwałam się szybko. Głos nieznany przemawiał do mnie z niewidzialnej głębi. Głos przestraszony, obcy. „Uciekajcie, jeńcy rosyjscy z obozu koncentracyjnego w Kenyermezo zbiegli. Idą zbrojni w liczbie około trzech tysięcy. Zabijają, kradną, niszczą, Idą na stolicę. Przechodzą tędy. A więc to była prawda, Chciałam podziękować za zbawczą radę, lecz głos oddalił się, nie usłyszałam go już,
Moskale idą…
Niezdecydowana, stałam czas jakiś w zimnym korytarzu, Co czynić. Mówić z matką. Po co? Powoli, wracałam. W pokoju mego chorego braciszka cisza. Śpią. Tem lepiej… Jakżeby mogli wyjść w nocy na drogę śliską i mokrą?
I dokąd byśmy poszli? Uciekać! Słyszałam już kiedyś taki okrzyk podczas trzęsienia ziemi. Lecz dokąd może się udać człowiek, gdy ziemia wszędzie się chwieje? Wąski promień, niby ślepej latarki złodzieja, padał na stół z przyćmionej lampy, Usiadłam, oparłam głowę na ręku. Głowa była pusta, odrętwiała, lecz oto wśród odrętwienia uwypukliły się dwa wyrazy: Moskale idą. Jakby słowa te zbudziły w pamięci mej przeszłość, przypomniałam sobie dzień, gdym je usłyszała po raz pierwszy.., Węgry nie chciały wojny. Gdy stała się ona nieuniknioną, Węgry stanęły wobec niej honorowo,, jak zawsze i po wszystkie czasy, od tysiąca lat. Stary naród wyruszył dla własnej obrony. W czarnych świątecznych strojach szli wieśniacy przez miasto. Obcasy ich butów uderzały mocno o bruk uliczny, a popularna piosenka brzmiała donośnie: „Nie płacz, nie płacz, matko miła, kwietny czeka na mnie grób”… Ukwiecone sztandary, ukwiecone armaty, pociągi w kwiatach. Dłoń w dłoni, towarzyszyły mężom płaczące żony w barwnych spódnicach, staruszki w chustach na głowach odprowadzały pięknych synów… Moskale idą.
Był to okrzyk dni owych, powtarzałam więc w sobie: „Dwu tych słów wystarczyło dla poruszenia olbrzymich tłumów morza ludzkiego, co runęło na północ.
Lata przychodziły i mijały wciąż zawsze jeszcze skąpane we krwi. Minęło wiele miesięcy letnich od owego tragicznego lata 1914, gdy odchodzili ci, co już wrócić nie mieli. Niema was już, twarze ukochane, towarzysze zabaw dzieciństwa, przyjaciele mej młodości. Pod Lublinem, na polach Satanowa, pod Daklą, w bagcach Polesia, na ziemi serbskiej, nad Aziago, wszędzie płynęła krew wasza.
Zniszczone zostały młode pędy starego drzewa mych przodków. A tak, jak wy, odchodzili też inni, z roku na rok bez przerwy. Aż wreszcie rozległo się wezwanie do broni na ławach szkolnych, dosięgło słonecznych poddaszy chat wiejskich, ławeczek, na których odpoczywają starce w oczekiwaniu wiecznego wytchnienia po trudach życia. Nie pozostało już dojrzałych mężów ani młodzieży po wsiach, Na szerokiej, czarnej roli kobiety siały, kobiety zbierały.
O, męczarnie rodzących się wiosen! skąpane we łzach żniwa letnie! Wśród mgieł jesiennych starcy siwowłosi, wlokący się z trudem, opierając wychudłe ręce na rękojeści pługów, zaprzężonych w woły o dymiących jarzmach!
Podczas gdy mężczyźni wszyscy byli daleko pod obcem niebem, na obcej ziemi, cierpiały opustoszałe wsie i miasta od najazdu chałaciarzy żydowskich z Galicji. Rój nowego gatunku opadł okolice rynków i giełdy. Ghetto peszteńskie zaroiło się, Towary znikały, ceny zaś wzrastały z groźną szybkością. Jęcząca czaiła się nędza, Zbogaceni przez wojnę, dzwonili lekkomyślnie złotem, część zaś arystokracji i miliarderzy żydowscy tańczyli, jak szaleńcy, W mieście wygłodzonem, w kraju płaczącym.
Od czasu do czasu przychodziły ponure odgłosy dalekiej krwawej burzy. Czasem wywieszano chorągwie, bito w dzwony zwycięstwa.
Aż dnia pewnego chorągwie okryły się żałobą, dzwony bić przestały,..
Król umarł!,.. Niech żyje król! Stary monarcha zmarł w bardzo późnym wieku. Berło dwu królestw wypadło ze starczej ręki,
W Wiedniu pogrzeb cesarza, — czarne uroczystości żałoby, — w Budzie koronacja, kapiąca złotem. Pękły chmury i przez ziemię zbolałą przeszedł po swem mieście koronacyjnem młody król z młodą królową.
Było tojak sen. Król śpieszył się, Napróżno składał mu naród u bram twierdzy miłość swoją. Odjechał przed przyjęciem owego książęcego skarbu, I uniósł wiatr niepotrzebną miłość narodu. Coś się zmieniło w lód pod niebem Węgier.
Zimy ówczesne były straszne. Nie pamiętano tak silnych mrozów, mrozów, od których kostniała myśl w mózgu. Dzieci, dziewczynki, starce stali w ogonkach przy składach węgla. Czekali, siedząc obdarci na chodniku, U rzeźników, w sklepach miejskich, przed mleczarniami stały długim szeregiem kobiety, przystępując z nogi na nogę, w oczekiwaniu kolejki, częstokroć od wschodu słońca aż do zmroku. Czekały cierpliwe, milczące, każdy czekał na coś: na życie, na śmierć, wiadomość, lub na zaginionego. Szpitale były pełne. Po całym kraju rozległo się rytmiczne stukanie szczudeł.
Oto do czego doszły szczęśliwe niegdyś Węgry, Pozostawała nam jednak nadzieja. Honor był nieskalany. Ci nawet, co nam życzyli śmierci, szanowali w żołnierzu naszym wspaniałą moc Węgier,
„Będziemy żyli, bo żyć chcemy!” — mówili wśród mąk swych ci, którzy cierpieli, — prawdziwi Madjarzy.
Wszystko bowiem, co w kraju naszym było węgierskiem, wiedziało, iż niewolno nam było przegrać wojny, Przegranie wojny zdobywczej jest dla narodu tylko pewnem zachwianiem się wtył, przegrana zaś wojny obronnej jest długim letargiem lub śmiercią, śmiercią faktyczną, śmiercią ostateczną,,. Nasza wojna była wojną obronną. Byliśmy jedynym narodem w Europie, który nie chciał nic zabrać innym. Pragnęliśmy tylko zachować własność swoją i zdawało się, w krwawe lata wojny, że to, co było naszem od lat tysiąca, naszem pozostanie. Broń zwyciężyć nas nie mogła, lecz wewnątrz kraju doprowadziła nas polityka sporów do przegrania bitwy, ważniejszej od bitew wojennych. Nienawiść osobista i zawiść obaliły hrabiego Stefana Tiszę, Rząd przeszedł w ręce nieudolne, Zniknęła siła, podtrzymująca go dotąd. Gdy z honorem i sławą odchodziła na dalekie pola bitew Równina węgierska, Siedmiogród, Węgry Górne i Transdunajskie — w przeludnionej stolicy — w czasie, gdy kraj stał pustką, zaszło coś.,. Skutki pracy podziemnej, ponurej, milczącej oddziaływać zaczęły na wypadki, W mrocznej głębi sceny, jak i na scenie samej, migały ciemne sylwetki. Za kulisami szeptali niewidoczni suflerzy, na przodzie zaś zarysowywała się coraz wyraźniej sylwetka jednego człowieka. Człowiek ten powtarzał na głos to, co mu szeptano zdaleka, Człowiekiem owym był hrabia Michał Karolyi.
Przechodziły wciąż z jednego końca na drugi pociągi niepomiernej długości, przewożąc wojska z oczyszczonego frontu rosyjskiego ku granicom Włoch i Francji, Koniec wojny nigdy nie wydawał się tak bliskim. Nadzieja zwycięstwa czarowała dusze. Zamilkli nawet źli wieszczkowie, Na horyzoncie unosiła się fatamorgana honorowego pokoju. Granice Węgier pozostawały nienaruszone. Takie były warunki kraju naszego. Nie pragnęliśmy nigdy czegoś innego. Całość Węgier, Zaciskaliśmy zęby, Wytrzymać do końca. Było to ostatnie naprężenie siły. Potem będzie już wolna droga na drugie tysiąclecie.
Jakby nóż ostry, przemknął błysk jakiś w ciemności, W świetle błysku tego dojrzeć można było świeżą ranę na silnej duszy narodu,
W pierwszych dniach stycznia rozpowszechniać zaczęli nieznani wrogowie drogą kontrabandy proklamacje wzywające do buntu robotników z fabryk broni i amunicji,
W nocy krążyły owe antynarodowe druki po izbach koszar: Bracia robotnicy!.. Bracia żołnierze!,,. Ani jednego centa, ani jednego człowieka dla armji.,,“
Wróg ukrywał się pomiędzy nami. Naród walczący o życie, domagał się, oburzony; „Niech się wróg ukaże!.,, niech go zdemaskują!. Gdy się zerwało maskę zbrodniarzowi, ujrzano w całej jasności twarz jego o mrugających oczach: był to przedstawiciel jednej z pseudouczonych organizacyj, stworzonych przez wolnomularstwo Filji Węgierskich szkół Wyższych, wolnomyślicieli międzynarodowych, Było to Koło Galilejczyków Budapesztu, czyli młodzieży wyłącznie żydowskiej.
Zdołano wykryć tę małą grupę. Inni, ci, co brali udział w zamachu, usunęli się na plan dalszy: cienie, całkiem niewidoczne w ciemności.
Michał Karolyi uważał wejrzenie w tę sprawę za zbyteczne. Pozostawał na scenie widzialny. Nie niepokojono go, chociaż podejrzani cudzoziemcy wchodzili w bramy pałacu jego. Policja pozostawiała go w spokoju. Wiedziała jednak, że w chwili wyjścia druków defetystycznych Karolyi był w bliskim kontakcie z młodzieżą Galilejską. Więcej jeszcze, spędzał całe godziny w lokajach Koła. Obserwowano go z okien sąsiedniego domu. Lecz moce niewidzialne opiekowały się Michałem Karoly’im.
Opinja publiczna była w owych czasach niespokojnych bardzo nerwową. Niecierpliwie oczekiwała represyj. Policja opieczętowała Koło Galilejczyków. Poczyniono aresztowania. Wreszcie za zamkniętemi drzwiami sali sądowej usłyszano nazwiska niektórych aresztowanych. Nazwiska o brzmieniu dziwnem. Pamiętam je jeszcze; Helena Duczyńska, Teodor Sugar-Singer, Arminiusz Helfgott, Sillag-Stern, Kelen-Klein, Fried, Weiss, Sisa, Ignacy Beller oraz trzech żydów rosyjskich, między innymi pewien jeniec wojenny, nazwiskiem Solom, właściciel aparatu powielającego. Ani jednego Madjara pomiędzy nimi. Podejrzani cudzoziemcy o duszy czarnej przygotowywali naszą zgubę. Nikt nie poruszył tego ani słowem. A jednak lista nazwisk w procesie Galilejczyków była cenną wskazówką, w której się kryła tajemnica przyszłości. Lecz myśmy odczytać jej nie umieli. Naród węgierski nie umie nigdy wyczytać z chwili obecnej przyszłości swojej. Zamknięto akta procesu Galilejczyków. Sąd wojenny wydał wyrok dziwnie łagodny z dwoma uniewinnieniami. Zapanowało milczenie, to samo milczenie, które w roku 1917 okryło podróż KaroIytego do Szwajcarji, zdławiło szepty tych, którzy wiedzieć chcieli, czy on tam naprawdę odkrył Francuzom przyszłą ofensywę niemiecką, czy pertraktował z syndykalistami i bolszewikami.
Wzburzenie odezwało się dopiero w czasie buntu marynarzy w Cattaro. Pomimo ścisłego przestrzegania tajemnicy przez władze wojskowe, wiadomości się przedostały. Ordynane pewnego wyższego oficera przyniósł list, zaszyty w płaszcz.
Tam, w zatoce Cattaro, flota się buntowała, Mikołaj Horthy, bohater z pod Novary, stłumił bunt i uratował siły morskie monarchji. Podobno władze wojenne przyłapały dwie depesze buntowników: jedną, adresowaną do Trockiego, drugą — do Michała Karolyiego.„ W tym samym czasie mniej więcej przypomniałam hrabiemu Stefanowi Tisza o pewnym liście, który otrzymałam przez Szwajcarję w jesieni roku 1914, o którym mówiłam z nim wówczas natychmiast, W rzeczywistości przyszedł list ów przez Michała Karolyiego, którego mobilizacja powszechna zastała na ziemi francuskiej. Podług tego listu, Francuzi wiedzieli dobrze, dlaczego odsyłali KaroIyiego do ojczyzny, Otrzyma piękną nagrodę, jeśli dobrze pracować będzie: może jeszcze zostać prezydentem Rzeczypospolitej Węgierskiej. Tissa potrząsnął głową: ,przywidzenie — powiedział — byłoby szaleństwem uczynić zeń męczennika”.
Tak myślał Stefan Tissa i inni politycy. Nie brano Michała Karolyiego na serio, nie widziano bowiem tych, co stali za nim. Ogół miał wiele trosk innych, życie stawało się bowiem trudniejszem z dnia na dzień, tam zaś, w Brześciu Litewskim prowadzono dalej układy pokojowe. Delegaci Sowietów używali całej swej chytrości dla zyskania na czasie, tak iż wojenni dowódcy niemieccy brzęczeli szablami podczas układów. Ponad głowami naszych delegatów zwracał się Trocki-Bronsztein, sowiecki minister spraw zagranicznych, z mowami agitacyjnemi do robotników i żołnierzy naszych.
Jakby w odpowiedzi na dany sygnał rozpoczęło się atakowanie niemieckiego sprzymierzeńca przez prasę żydowską na Węgrzech, Rozwiązane Koło Galilejczyków zorganizowało demonstrację przed konsulatem niemieckim, tłukąc szyby. Współrodacy Trockich, Radków i Joffych w Budapeszcie wywołali strejki z pomocą podwładnych im organizacyj robotniczych, Poparli w ten sposób swych przyjaciół rosyjskich, osłabiając pozycję naszych delegatów.
Pewnego razu, podczas strajku przechodził Michał Karolyi z żoną w centrum miasta.
Spotkawszy kogoś z krewnych, mieszkającego w dzielnicy zamiejskiej, spytali go z radosnem podnieceniem: ,,A co, lud na przedmieściach buntuje się?” Odpowiedź przecząca wprawiła ich w przygnębienie. „Mniejsza o to— pocieszali się — lud jeszcze nie jest dojrzały, lecz nie unikniemy rewolucji”.
Podniosły się głosy podziemne. W czasach owych słowa były już czynem. Słowa doprowadziły do dzieła. Szerzono poglądy o pochodzeniu niewiadomem. Od pól, aż ku stolicy, w fabrykach, w koszarach ziemia się chwiała ukradkiem, powoli. A jednak nigdy fronty nie były tak silne. Po zawarciu pokoju z Ukrainą i Rosjąbyły to może ostatnie chwile, w których, gdybyśmy byli okazali siłę, jedność 1 stanowczość, moglibyśmy się spodziewać zawarcia pokoju mniej uciążliwego. Lecz w owe dni pamiętne dla monarchji, rodzaj nieszczęsnej latarni magicznej wyświetlał wrogom rozprzężenie sojuszu niemieckiego i wewnętrzną niezgodę naszą. Kłamliwe owe obrazy rozdmuchiwały tam ogień, który byłby się osłabił…
Już partja Karolyi’ego pozwalała mówić
o kontakcie jego z wodzami Ententy. Poincare był podobno adwokatem rodziny Karolyi‘ego. Krążyły baśnie. Niektórzy twierdzili, iż Karolyi był w porozumieniu z Trockim i że wraz z sympatykami socjalrewolucji organizował tajnie w drobnych gminach podpeszteńskich rady żołnierskie. Zdrajca!
Gdyśmy go nazywali zdrajcą, prasa radykalna robiła go prorokiem, tłumy zaś zbłąkane patrzyły nań, jak na zbawcę ojczyzny. Masoni, socjaliści, feministki i Galilejczycy szli za nim. Niektóre z kobiet, należących do bliższej jego rodziny, jakby przyjęte przezeń apostołki, otaczały go, powtarzając bezmyślnie wszystko, co im dyktował. Gdyby który z szeregowców huzarów odezwał się był tak, jak Michał Karolyi, byłby powieszonym, on zaś, chociaż oficer, mówił i czynił, co tylko chciał, nie będąc niepokojonym.
Szlachta w kasynie ściskała mu rękę. W salonach uważano za rzecz zabawną i oryginalną, że córkę swą nazywał „Ewą Bolsztewiczką“ i, że w dniu Nowego Roku życzył znajomym „szczęśliwego roku bolszewickiego”.
Ten arogancki Michał Karolyi, nie pozwalający nawet usiąść urzędnikom w swej obecności, Karolyi, który, będąc gdzieś komendantem na tyłach frontu, nie podawał ręki zakrwawionym i zabłoconym oficerom, przybywającym z okopów, — jeżeli nie pochodzili z arystokracji, — propagował obecnie demokratyzm i równość. Wprowadzał wśród kobiet ze swej bliższej rodziny w modę bolszewizm.
W owem kółeczku, rządzonem przez niego, pewna dama, bliska jego krewna, wołała w zapale demokratyzmu: „Ubóstwiam motłoch” Kuzynki pięknej, lecz powierzchownej pani Michałowej Karolyi drwiły z patrjotyzmu, entuzjazmując się dla wszystkiego, co obce, nosiły dziwaczne ponsowe toalety, modny symbol rosyjskiego bolszewizmu. Była to zabawa, lecz zabawa nieostrożna, szkodliwa i niebezpieczna, albowiem ułatwiała ona noszenie publiczne czerwonego stroju rosyjskiego tym, dla których nie było to kwestją mody.
Szalony niepokój ogarnął duszę; a więc wszystko wolno?,,. Na co jeszcze czekają?
Młody król miał najlepsze chęci. Może i widział niebezpieczeństwo, lecz wahał się, gdy trzeba było przeciąć wrzód, nadawany przez Karolyi‘eg i consortes. Ogłosił amnestię w Austrji i wypuścił z więzienia Czechów, którzy go zdradzali, Lud austrjacki, niegdyś tak wierny cesarzom, niezadowolony burzył się przeciw zdrajcom.,. Na Węgrzech nakazał król śledztwo w sprawie zdrady, śledztwo to nie było nigdy ukończone. Węgrzy, zaniepokojeni, uczuli się opuszczonymi i robili w sercach wyrzuty królowi. Ludzie zaś, działający skrycie, ośmieleni tem fatalnem wahaniem, wyszli na światło dzienne i rozpoczęli wojnę bez przelewu krwi, — atak na Węgry.
Rozwijająca się na zachodzie ofensywa niemiecka zaniepokoiła w pewnej chwili tych wichrzycieli- Karolyi zbladł i zdenerwował się dowiadując o powodzeniu naszych sprzymierzeńców. Żona jego dostała spazmów płaczu, powiernik ich zaś, baron Ludwik Hatvany- Deutsch zrozpaczony powiedział wobec mnie: ,,Nie mogło dotknąć nas większe nieszczęście od zwycięstwa niemieckiego. Tysiąc razy lepszym jest dla nas bolszewizm rosyjski niż militaryzm niemiecki”. Słowa te sprawiły na mnie wrażenie otwierającej się przepaści. Pamiętam odpowiedź swoją: „Militaryzm niemiecki występuje przeciwko ludziom uzbrojonym, rosyjski bolszewizm idzie z bronią na ludzi bezbronnych. Może się to panu lepiej podoba. Co do mnie z dwu niebezpieczeństw wolałabym militaryzm.
Prasa radykalna podzielała opinje dziennikarza Hatvany‘ego. Prasa ta na początku wojny wymyślająca bezwstydnie naszym wrogom, pochlebiała im obecnie. Pisma, które w niebezpiecznym okresie najścia moskiewskiego korzyły się przed potęgą niemiecką, w chwili obecnej, jak osioł z bajki kopały nogą lwa zranionego.
Niemcy były bowiem zranione. Ofenzywa została powstrzymaną, a wróg pałający nacjonalizmem rzucał się na nas gwałtownie.
Na Węgrzech zaczynano mówić o pokoju, Karolyi i jego poplecznicy głosili pacyfizm i internacjonalizm. Prasa triumfowała. Wyrażała pogardę nie tylko względem sprzymierzeńców naszych, lecz napadała na wszystko, co było madjarskie, Nie było już nic świętego, plwano na wszystko. Szargano bezkarnie imię Stefana Tiszy. Bohaterowie nasi stali się przedmiotem szyderstw publicznych, puszczano nawet niegodziwe plotki o królowej Zycie.
Prasa radykalna zaczęła z gorączkowym pośpiechem tę pracę destrukcyjną. Rzucała podejrzenia, oskarżała, wzbudzając w tłumie nieufność, Szerzyła wśród Węgrów niezgodę. Wyszydzała co było od tysiąca lat świętem dla narodu.
Umiejący patrzeć widzieli z boleścią, iż nie w amunicyjnych fabrykach Ameryki, Anglji, a nawet Francji przygotowywał się dla nas pocisk śmiertelny, lecz tutaj, u nas samych, w drukarniach prasy lewicowej. Z pomocą obcych odlewano pocisk ten małemi ołowianemi czcionkami.
Pod tym złowróżebnym znakiem nadeszło piąte lato wojny, przynosząc ze sobą piąte złe zbiory… Na zachodzie cofał się front niemiecki w sposób straszliwy, niepowstrzymany. Na wschodzie nad Karpatami leciał wiatr rewolucji rosyjskiej.
Kruszenie się potęgi niemieckiej, dawne błędy wojennego zarządu austryjackiego, niepowodzenia naszej armji nad brzegami Piawy, gorycz ofiar krwawych, niezliczonych ze strony madjarów, duch wojenny wspólnej (austro-węgierskiej) armji, nienawidzącej wszystko co węgierskie, fatalna niezgodność naszych polityków, rozpaczliwa nieudolność rządu nie mającego siły oparcia się i zaradzenia złemu, nędza, drożyzna życia, wyczerpanie.,, wszystko się skupiło ku zgubie Węgier.
W Arad, w Nagyvarad zbuntowało się kilka pułków, odmawiając posłuszeństwa, W koszarach znaleziono proklamacje, wzywające do buntu, W Budapeszcie przybrały tłumy robotnicze stanowisko groźne. Nie stano już cierpliwie w ogonkach przed sklepami kolonjalnemi, lub miejskiemi. Często wówczas zatrzymywałam się na chodniku, by słyszeć, co ludzie mówią.
Wewnątrz sklepów wypompowywał z nich handlarz resztę siły żywotnej, na ulicy płatny agitator usiłował zręcznie podbudzić ich przeciw „burżujom”.
„Od nas tylko zależy przerwanie wojny. Czyż nie jesteśmy większością?”, Pewnego razu, pamiętam, przemknął powóz, siedziała w nim kobieta chora, wybladła. Wśród czekających przed sklepem rozległ się pomruk: „Nie może to ona iść pieszo”. Posypały się słowa plugawe. Spojrzałam wzdłuż szeregu. Agitator zniknął, lecz rzucone przezeń nasienie zakiełkowało nagle. Tłum był podrażniony i prowokował wymyślaniem, osoby lepiej ubrane; „Poco mu takie dobre palto”,,. Zawiść i nienawiść zmieniły wygląd ulicy. Miasto przeżywało dławiącą, odurzającą wigilję własnego samobójstwa, przygotowywało się do uśmiercenia samego siebie rozdzierając rozpacznie własne wnętrzności. Wówczas to przyszła wiadomość o odstępstwie bułgarskim.
Pamiętam ten dzień okropny. Było to 30 września,..
Boleść gorzka paląca w duszy. Udałam się na pogrzeb mego małego chrzestnego syna, który właśnie był umarł w pobliżu Hortobagy na Wielkiej Równinie przechodziłam przez natłoczoną stolicę. Ulice pełne były ciekawych. Wszyscy czytali gazety i posuwali się krokiem niepewnym, jak porażeni wspólnym ciosem. Nikt nie wiedział, co miało nastąpić, Nie zrozumiałam również od razu, dopiero później, Dwóch Żydów rozmawiało: — „Tu jeszcze się trzymają, Bułgarzy mają szczęście. Dadzą im dobre warunki pokojowe. Warunki pierwszej klasy. Oto, początek pokoju”.
Rzecz dziwna, ludzie ci cieszyli się. Uśmiechnięte słońce złocące dachy, cała wspaniałość wczesnej jesieni przypominały mi świeżą i czystą jasność wczesnej wiosny z przed wielu laty, Przechodziłam wówczas właśnie przez to samo miejsce. Kiedyż to było? Serce mi się ścisnęło. Tak świeciło słońce nad powiewającymi chorągwiami. I nagle wśród łez, stanął mi w oczach chłopczyk umarły, obraz zmarłej nadziei, Mały Andrzej Tormay, Urodził się w czasie wojny. Uśmiechnął się i odszedł. Nie wiedział nic o wielkiej wojnie światowej- Ostatni olbrzymi akt zakończył się jednocześnie ze śmiercią małego. Lecz, czy to naprawdę akt ostatni, czy początek innego dramatu?,,.
Gdzieś zapiał kogut i zbudził mię z mych wspomnień. Przesunęłam obie ręce po twarzy i wstałam zziębnięta. Pokój ochłodził się podczas tej długiej nocy. Zdało się, jakby pomiędzy prętami żaluzyj kreślił ktoś w cieniu delikatnym pędzelkiem niebieskie smugi krzepnące szybko.
Świta. Patrzę na szary mrok, pragnęłabym myśleć o ranku. Lecz wspomnienia mnie prześladują.
Odkąd Bułgarzy złożyli broń, życie jest jednem pasmem udręczeń, W szeregu wspomnień wypadków ówczesnych mam pewne luki, Wilson, Nazwisko to krzepiło jasne umysły zachwiane. Nieszczęsna idea, która się stała pułapką wielkich narodów i legendowych armij: Pokój! Pokój! Czarodziejskie to słowo unosiło się poza polami bitew, napadając od tyła na broniące się jeszcze armje. Pokój! Tylko to jedno słowo brzmiało na wszystkich frontach, Z dalekich wybrzeży oceanu odpowiedziano cesarstwu Niemieckiemu: „Niema pokoju, wypędzicie cezara swego”, U nas, jakby dla zabawy, studjowano podręcznik rewolucji rosyjskiej w obozie Karolyi’ego, Tisza i Androssy pogodzili się, Późno zbyt późno…
Znowu dzień pamiętny. Siedemnastego października odbyła się sesja Parlamentu i prezes Rady, Aleksander Wekerle ogłosił unję personalną, to jest związek Austrji z Węgrami, jedynie przez osobę monarchy- Zapóźno… Pragnienie wieków, nadzieje pokoleń całych, były teraz tylko workiem piasku. Wspólne cesarstwo, dualizm, wspólna armja.., W pośpiechu zrzucano to wszystko dla uratowania balonu monarchii. Opozycja śmiała się, Władysław Fenyes przepowiadał rewolucję na marzec i zwracając się do Tiszy mówił o szubienicach,
„Parodja rewolucji” — mówił Tisza pogardliwie,
Karolyi rozpoczął przemówienie. Wtem zerwała się burza, jeden zaś z ludzi Karolyi‘ego, Marcin Lovaszy zaryczał na sali: — „My jesteśmy przyjaciółmi Ententy”- To otwarte przyznanie się do zdrady obiegło salę, miasto, kraj oburzony i poszło zebrać poklasku naszych wrogów.
Co tylko było wśród nas uczciwego wołało: „Hańba tym, co w chwili konania naszego nazywają siebie przyjaciółmi naszych katów”. Pewną jestem, iż tak, jak my, odepchną mocarstwa Ententy przyjaźń tę z pogardą, albowiem wodzowie i politycy nieprzyjacielscy posiłkują się zdrajcami, lecz się z nimi nie bratają.
Po owem hańbiącem zebraniu uczyniono u drzwi Parlamentu zamach morderczy na hrabiego Stefana Tiszę, Niegdyś strzelał do Tiszy
poseł Kovasc-Strasser, obecnie niejaki Lekai- Leitner, Obaj byli z Żydów. Dwudziestego drugiego października przemawiał Stefan Tisza po raz ostatni w Parlamencie: „Powinniśmy stać u boku sprzymierzeńców naszych, jeśli wypadnie nam paść, padniemy zaszczytnie razem”. Głos jego, który nie skłamał nigdy, mówił dalej nieszczęśliwemu narodowi: „Przegraliśmy tę wojnę… Smutne te słowa zabrzmiały, jak dzwon żałoby po kraju i, jak kosa śmierci, ścięły wszelkie nadzieje.
— Tisza powiedział!,,. To wystarczało. Jak wciąż odnawiane rany, wypadki poszły szybko jeden po drugim. Wilson dał odpowiedź monarchji proszącej o pokój. Nie wszedł z nią w układy. Zawiadomił wielką walącą się potęgę, że ma się w sprawie pertraktacji zwracać do Czechów, Rumunów do Serbów. Chciano nas upokorzyć… Upokorzono nas, „Lecz mamy jeszcze własne wojsko… Uczepiliśmy się tej myśli, „Wojska węgierskie wrócą z różnych frontów”.
23 października, któryś z posłów partji Karolyfego zawołał na sali zebrań Parlamentu, iż za przybyciem króla do Debreczyny, zagrano tam „Gott erhalte”. Nikt nie żądał stwierdzenia tej wieści. Wybuchnęło sztuczne oburzenie, zapowiadające burzę. Hymn cesarzy austriackich w samem sercu Węgier. Czyż nawet w owych chwilach krytycznych nie poznali nas Austriacy. Nawet w chwilach takich nie zapominają Austrjacy… W czasie posiedzenia przeczytał Karolyi sfałszowaną depeszę; „We Fiume zbuntował się pułk kroacki” Opozycja miała już dwa atuty w ręku. Wtem powstali dziennikarze w trybunie prasy i z okropnym hałasem przeszli na stronę obozu Karolei´ego. Stała się rzecz niemożliwa: w sali rozpraw Parlamentu węgierskiego obalili rząd węgierski lewicowi dziennikarze z trybuny prasowej: Zrozpaczony Tisza rzucił okiem na trybunę i dał znak Wekerlemu. Co się stało z ustawami parlamentu, które omal nie przepłacił życiem przy ich uchwaleniu? Zachwiał się gmach Parlamentu węgierskiego. Wekerle podał się do dymisji: wszystkie part je rozprawiały o konieczności koalicji.
Tormay Cécile
Ez a lap egy ellenőrzött változatarészletek megjelenítése/elrejtése
A Wikipédiából, a szabad enciklopédiából
Ugrás: navigáció, keresés
Tormay Cécile
Tormay Cécile01.png
Tormay Cécile-portré
Élete
Született 1875. október 8.
Budapest
Elhunyt 1937. április 2. (61 évesen)
Mátraháza
Nemzetiség magyar
Pályafutása
Jellemző műfajok regény
Első műve Apródszerelem
Fontosabb művei A régi ház
Bujdosó könyv
Az ősi küldött
Tormay Cécile portréja a Napkelet lexikonában
Nádudvari Tormay Cécile (Budapest, 1875. október 8. – Mátraháza, 1937. április 2.) írónő, műfordító, közéleti szereplő.
Tartalomjegyzék
1 Származása, tanulmányai
2 Munkássága
3 Közéleti szerepe
4 Megemlékezések
5 Művei
6 Források
7 Jegyzetek
8 További információk
Származása, tanulmányai
Tormay Cécile[1][2] ősei mind apai, mind anyai ágon német származású polgárok voltak. Anyai dédapja Spiegel (Tüköry) József építési vállalkozó, Széchenyi István munkatársa a Lánchíd építésében. Apai nagyapja Krenmüller (Tormay) Károly honvédőrnagyként vett részt az 1848-49-es szabadságharcban. A Tormay család a 19. század végén kapott nemességet, Nádudvaron vásároltak földbirtokot. Édesapja Tormay Béla mezőgazdasági szaktekintély, az MTA tagja, államtitkár. Édesanyja Barkassy Hermin. Iskolai tanulmányait magántanulóként végezte. Német, olasz, francia, angol és latin nyelven eredetiben tanulmányozta a világirodalmat. 1900 és 1914 közötti külföldi utazásai nemzetközi ismertségét elősegítették.[3]
Munkássága
Első könyvei az Apródszerelem (1899) című novelláskötet és az Apró bűnök (1905) elbeszéléskötet. Első sikeres regénye az Emberek a kövek közt (1911), amely egy horvát pásztorlány és egy magyar vasutas fiú tragikus szerelmét beszéli el. Megjelent angol, német, olasz, francia és svéd nyelven is. A régi ház[4] (1914) családregény, a biedermeier kori Pest ábrázolása. Ezzel a regényével a Magyar Tudományos Akadémia Péczely-díját nyerte el, amellyel a legjobb történelmi regényeket díjazták. Ez a könyv is számos nyelven megjelent: németül, svédül, dánul, angolul, finnül, hollandul, olaszul, észtül és franciául. Bujdosó könyv (1920–1921) naplószerű regénye az 1918. október 31-étől 1919. augusztus 8-áig terjedő időszakról (őszirózsás forradalom, Tanácsköztársaság) szól. Német, angol[5] és francia nyelven is megjelenve világsikert aratott. Klebelsberg Kuno felkérésére latinból magyarra fordítja középkori legendáinkat Magyar Legendárium, (1930) címen. Útiélményeiről szól a Firenzét bemutató A virágok városa (1935), és a Szirének hazája (1935) szicíliai útirajzok. Az ősi küldött[6] című regénytrilógiája a tatárjárás korában játszódik: a Csallóközi hattyú (1933) és A túlsó parton (1934) után A fehér barát (1937) az írónő halála következtében félbeszakadt, azt végül Kállay Miklós író fejezte be.
1923-tól haláláig szerkesztette a Napkelet című folyóiratot. [7][8]
Írásaiban a rasszista zsidóellenes uszítások minden formája előfordult.[9]
Közéleti szerepe
Az 1919 januárjában létrehozta a Magyar Asszonyok Nemzeti Szövetsége nevű konzervatív-keresztény szellemiségű női szervezetet, amelynek célja Károlyi Mihály ellenzékének (főképp Bethlen István új pártjának) támogatása az 1919 tavaszára tervezett választásokon. Később a szervezet hivatalosan is támogatta a numerus clausus fenntartását, és 1932-ben „Magyarország asszonyai nevében” az írónő személyesen köszöntötte Benito Mussolinit és az olasz fasizmust.[10] Magáról kijelentette, hogy ő már Mussolini előtt fasiszta eszméket vallott.[11]
Zichy Rafael (1877–1944) válása után 1925-ben megvádolta, hogy Tormay leszbikus kapcsolatot tartott fenn Zichy volt feleségével Pallavicini Eduardina grófnővel (Pallavicini Ede lányával). A kapcsolatot részletesen tárgyalta a korabeli baloldali sajtó. A botrány kirobbantója ellen végül a két nő rágalmazási pert indított. A bíróság – Horthy Miklós kormányzó személyes közbelépésére[12] – nekik adott igazat, Zichyt másfél év börtönbüntetésre ítélte.
Tormay életében nem a grófnő volt az egyetlen nő: a háború előtt tizenöt évig fűzte gyengéd viszony egy Francesca Orsay nevű olasz nőhöz; élete utolsó évtizedében gróf Ambrózy-Migazzi Lajosnéval közösen vásárolt villájukban Mátraházán éltek[13].
1930-ban kulturális tevékenysége elismeréseként a Corvin-koszorú tulajdonosa lett. 1935-ben a Népszövetség Szellemi Együttműködés Nemzetközi Bizottságába egyhangúlag választották a Marie Curie halálával megüresedett székbe. Ez év július 16-ai megnyilatkozásában itt is síkraszállt Trianon ellen. 1936-ban Hankiss János, Horváth János, Pap Károly és Pintér Jenő,[14] 1937-ben ugyanez a négy ajánló és Fredrik Böök[14] jelölték a Nobel-díjra.
Megemlékezések
Tormay Cécile szobra a Szent Rókus Kórház előtt, 2012
Tormay Cécile emléktábla, Józsefváros, Kőfaragó utca 3 szám
Tormay Cécile emlékoszlop, Mátraháza, Hotel Ózon Residence parkja (Fotó: Tóth Péter)
2012. március 31 -én avatták fel Tormay Cécile szobrát a budapesti Józsefvárosban, a Szent Rókus Kórház előtti parkban. Az írónő innen nem messze, a Kőfaragó utca 3. szám alatti házban lakott, melynek falán szintén megemlékeznek róla. 2012. április 15-én avatták fel Mátraházán, a Hotel Ózon Residence parkjában az írónő emlékoszlopát, melyet Tóth Péter szobrász készített.
Művei
Apródszerelem (1899) – novelláskötet
Apró bűnök (1905) – elbeszéléskötet
Emberek a kövek közt (1911) – regény
A régi ház (1914) – regény
Viaszfigurák (1918) – elbeszéléskötet
Bujdosó könyv (1920–1921) naplóregény
Megállt az óra (1923) – novelláskötet
Assisi Szent Ferenc kis virágai (1926) – Assisi Szent Ferenc Fiorettijének első magyar fordítása
Magyar Legendárium (1930) – latinból fordítás
A virágok városa (1935) – útirajz
Szirének hazája (1935) – útirajz
Az ősi küldött regénytrilógia:
Csallóközi hattyú (1933)
A túlsó parton (1934)
A fehér barát (1937; befejezetlen)
Források
Kollarits Krisztina: Egy bujdosó írónő -- Tormay Cécile. (Magyar Nyugat Kiadó, Vasszilvágy, 2010.) ISBN 978-963-88450-8-5
Varga Virág: A nőiség, nyelv és a kulturális identitás összefüggései Tormay Cécile Emberek a kövek között című regényében, (Életünk 2010/10., 66-70 o.)
Kollarits Krisztina: A biedermeier Pest regénye. Tormay Cécile: A régi ház = Nő, tükör, írás. Értelmezések a 20. század első felének női irodalmáról (Szerk.:Varga Virág – Zsávolya Zoltán, Budapest, Ráció, 2009, 232-247. o.)
Kollarits Krisztina: Egy bujdosó írónő. Tormay Cécile = Nő, tükör, írás. Értelmezések a 20. század első felének női irodalmáról (Szerk.: Varga Virág – Zsávolya Zoltán, Budapest, Ráció, 2009, 248-263. o.) ISBN 978-963-9605-73-2
Kádár Judit: Az antiszemitizmus jutalma. Tormay Cécile és a Horthy-korszak (Kritika 2003/3., 9-12. o.)
Királyi Könyvek[15]
Fazekas Sándor: Tormay Cécile ismeretlen arcai. (Forrás, 2011.3. sz.)
Szigeti Csaba: Tormay Cécile Bujdosó könyvének műfaja. (Forrás, 2011. 5. sz.)
További írások Tormay Cécile-ről[16]
http://hvg.hu/velemeny.nyuzsog/20121214_Igy_gondozd_antiszemitadat
Tormay és a Horthy-korszak
Jegyzetek
↑ Tormay Cécile, illetve Herczeg Ferenc szekszárdi kötődéseiről. Wosinszky Mór Múzeum Évkönyve, Szekszárd, 395-439. o (2009)
↑ Kollarits Krisztina (2007.). „Tormay Cécile elfeledett regénye -- A régi ház”. Új Forrás 7, 39-55. o.
↑ Hankiss János. Tormay Cécile. Singer és Wolfner (1939)
↑ Tormay Cécile: A régi ház (letölthető változat) Magyar Elektronikus Könyvtár
↑ Cécile Tormay. An Outlaw’s Diary (angol nyelven). Philip Allan & Co., London (1923)
↑ Rosti Magdolna: Az ősi küldött -- Tormay Cecile regénye (Nyugat, 1934. 5. szám)
↑ (2010. november, december, január) „Maroknyi világosságunkból ragyogó tüzet teremtünk”. Trianoni Szemle, 70-81. o.
↑ Eltünt az irodalomból (magyar nyelven)
↑ http://hvg.hu/velemeny.nyuzsog/20121214_Igy_gondozd_antiszemitadat
↑ A beszéd szövege. (Hozzáférés: 2012. július 12.)
↑ http://magyarnarancs.hu/konyv/a_fasiszta_biznisz_felviragzasa_-_tormay_cecile_bujdoso_konyvenek_legfrissebb_kiadasarol-71834
↑ „Mit titkolt a Nemzet Nagyasszonya?”, Hetek, 2008. november 21.
↑ Onagy Zoltán: Tormay Cécile, 2009. október 4
^ a b The Nomination Database for the Nobel Prize in Literature, 1901-1950 (angol nyelven)
↑ Libri regii
↑ Tormay Cécile (magyar nyelven)
További információk
Wikimedia Commons A Wikimédia Commons tartalmaz Tormay Cécile témájú médiaállományokat.
Tormay írásai (magyar nyelven). [2007. november 21-i dátummal az [ eredetiből] archiválva]. (Hozzáférés: 2009. augusztus 19.)
Tormay írásai (magyar nyelven). [2007. november 23-i dátummal az [ eredetiből] archiválva]. (Hozzáférés: 2009. augusztus 19.)
Szerb Antal (1937.). „Tormay Cécile”. Nyugat 30 (5).
Szerzői adatlapja a Molyon
Hungarian Jews protest naming Budapest street after anti-Semite
Author Cecile Tormay’s attitudes became “a standard for anti-Semitic leading figures of Hungarian political life’ before and after WWII
By JTA and Haviv Rettig Gur May 30, 2013, 4:48 pm 4
Email
Print
Share
Related Topics
Cecile Tormay
Hungarian Jewry
anti-Semitism
Amid a string of anti-Semitic incidents in Hungary, the umbrella organization of Hungarian Jews has protested the naming of a Budapest street after an anti-Semitic author.
“The Federation of Jewish Communities in Hungary is shocked to learn of the renaming of a street in the Second District after Cecile Tormay,” read a statement sent on Thursday by the Jewish umbrella group, also known as Mazsihisz.
Get The Times of Israel’s Daily Edition by email
and never miss our top stories Free Sign up!
The letter about Tormay, who died in 1937, came days after reports of three anti-Semitic incidents directed at Mazsihisz and one of its daughter communities.
In the statement, Mazsihisz wrote that Tormay’s “open anti-Semitism” became “a standard for anti-Semitic leading figures of the Hungarian political life.” Masihisz Executive Director Gusztav Zoltai wrote that among those figures was Miklos Horthy – Hungary’s pro-Nazi ruler during the 1940s.
Cécile Tormay (photo credit: Wikipedia Commons)
Cécile Tormay (photo credit: Wikipedia Commons)
Mazsihisz called on Mayor Istvan Tarlos of the ruling Fidesz Party “to revoke his decision in accordance with public statements of the Hungarian government during the Global Forum for Combating Anti-Semitism in Jerusalem.” He said the Hungarian government was committed to fighting anti-Semitism.
Earlier this week, police removed from the Mazsihisz main office a package containing white powder which unknown parties had sent.
Earlier this month, Mazsihisz hosted the World Jewish Congress general assembly amid protests by hundreds of neo-Nazis and ultra-nationalists who opposed Budapest’s hosting of the event.
Many of the protesters were affiliated with the Jobbik party, Hungary’s third largest. Hungary’s Jewish watchdog on anti-Semitism, the Action and Protection Foundation, or TEV, has termed Jobbik “a neo-Nazi” party.
On April 26, Jewish worshippers discovered that anti-Semitic slogans had been spray-painted on the facade of a synagogue in Vac, a city located some 20 miles north of Budapest. A nearby Jewish cemetery was desecrated and at least two of its robust headstones were smashed.
Police are investigating the incident but the identity of the perpetrators is as of yet unknown, the MTI news agency reported.
Jobbik party supporters burning an EU flag at a rally in Budapest in 2012. (photo credit: image capture from YouTube video uploaded by Euronews)
Jobbik party supporters burning an EU flag at a rally in Budapest in 2012. (photo credit: screen capture/YouTube video uploaded by Euronews)
Earlier this month, the heads of several major American Jewish groups called on Secretary of State John Kerry on Tuesday to confront Hungarian officials about the “alarming rise of anti-Semitism in Hungary.”
“Given the growth of hatred against Jews and other minorities (particularly the Roma) in Hungary, we urge you to keep the issue of intolerance and discrimination squarely on the US-Hungarian bilateral agenda,” the organization leaders urged. “We also encourage you to raise the matter personally in your direct dealings with Hungarian officials.”
The letter was addressed to Kerry and Ambassador Michael Kozak, the State Department’s acting special envoy on anti-Semitism.
The Jewish leaders commended the US State Department for its 2012 Human Rights Report that “identified a number of troubling developments” impacting the 100,000-strong Hungarian Jewish community, the largest in central Europe.
These developments included “the rise of the xenophobic and anti-Semitic Jobbik party, which has called for the creation of a list of Jewish public officials, repeated the historic ‘blood libel’ against Jews, and labeled Jews a ‘national security risk.’”
Jobbik is not a member of the current ruling government in Hungary, but holds 47 seats in the National Assembly, the country’s unicameral 386-seat parliament.
The leaders also noted an “increase in violence against Jewish individuals and institutions”; the desecration of Jewish cemeteries and Holocaust memorials; “the proliferation of anti-Semitic materials in the media, on the Internet, and in the streets”; and “the attempted rehabilitation and glorification of World War II-era figures, who were openly anti-Semitic and pro-fascist.”
An ADL poll in 2012 found that 63% of Hungary’s population held negative views of Jews, compared to 47% in 2009.
http://gazetawarszawska.com/2013/06/07/burmistrz-budapesztu-istvan-tarlos-ulega-zydowskim-zadaniom/